Nasze POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne Artykuły Forum dyskusyjne Galerie Ogłoszenia 
Baza noclegowa   Baza gastronomiczna   Dyżury aptek   Rozkład jazdy autobusów   Plan miasta
Strona g籀wna

Archiwum
Pisane w Bieszczadach
Szukaj w serwisie:
Redakcja

Kontakt

    Gazeta / moduy
    Serwis internetowy

    Baza noclegowa

Artyku造 » ~ Archiwum » [Nr 6/46] 驍ycie ty moje
Kiedy przybywa lat, ka髒dy z nas zdaje sobie spraw, 髒e przyszo si kurczy odwrotnie do wydu髒ajcej si przeszoci. Coraz bardziej spogldamy w t du髒sz cz naszego 髒ywota. Z biegiem lat coraz bardziej jawi si zapisane w kadrach szarych kom籀rek, na dyskietce z neuron籀w, obrazy prze髒ytych chwil i lat. Niewidzialny monitor ukazuje je w peni, przymione mg zapomnienia lub rozjanione przez lepsze zrozumienie w wyniku nagromadzonych dowiadcze. W wyniku czasu i okolicznoci, w kt籀rych 髒y i pracowa przystao decyzj losu i wasn , cho czciej wanie decyzj losu ni髒 wasn. Marny py, upina miotana wichur i podmuchami dziej籀w. Rzucany i obijany. Wspinajcy si i opadajcy. Bujajcy w obokach marze i potuczony o rzeczywisto. Jeden z milion籀w...
Wielcy tego wiata pozostawiaj wspomnienia, kt籀re z racji ich wpywu na losy milion籀w i nasze, ciekawe z historycznego punktu widzenia, ale te髒 ciekawo szarego czowieka jak owi wielcy 髒yli, s chtnie czytane. jako 籀w szaraczek nie wpywaem na losy innych, lecz to inni, ci wielcy wpywali na moje losy i losy milion籀w takich jak ja. jako ta drobina spoeczna, miotana i poniewierana decyzjami wielkich tego wiata jestem w stanie przedstawi jedynie jedn wielomiliardow, a ograniczon do los籀w Polak籀w, wielomilionow czstk skadajc si na losy rodak籀w i ludzkoci. Ale te髒 spojrzenie przez pryzmat jednostki atwiej pozwala zrozumie czasy, w kt籀rych owa drobina w postaci ludzkiej jednostki 髒ya. Jeli 髒y mi jeszcze przyjdzie lat par , to bdzie to jedynie epilog 髒ywota. Czas wic zapisa to co mino p籀ki przetrzebione czasem neurony jeszcze funkcjonuj w dostatecznym stopniu. Kto mdrze zauwa髒y i髒 髒ycie ka髒dego czowieka to materia na ciekaw powie. powieci nie napisz, a skoro nie mo髒e to by powie, niech to bdzie opowie- jak chc tego- opowie zwykego szarego czowieka. Wszak nas jest tak wielu i to my tworzymy ludzko i jej dzieje. A wielcy tego wiata? Oni s jedynie tym co tworzy swego rodzaju „tsunami”, kt籀re falami miota i niszczy, my za jak bakterie tworzymy 髒ycie i 髒ywimy wielkie organizmy wielkich jednostek. Spojrzenie na wiat przez wielkich i ich 髒ycie , to patrzenie na materi z pominiciem czstek i atom籀w...
Aby w chronologicznym porzdku opisa sw籀j 髒ywot musz zacz od pocztku. Cho wielu nie maluczkich tego wiata spiera si od kiedy datowa to 髒ycie, to jednak zaczn od urodzenia. I cho tej chwili nikt nie pamita to ona jest osadzona w czasie kalendarzowym , czyli bardziej realnym i pewnym. Gorzej jest z poczciem. Tak wic realny m籀j 髒ywot na tym padole rozpocz si zimnego poniedziakowego dnia czwartego stycznia 1937 we wsi Nowy Dw籀r powiatu Sokalskiego, wojew籀dztwa Lw籀w. jak wida czas mego wychynicia na wiat nie by zbyt pomylny. Na zachodzie hitleryzm butnie si umacnia, a na wschodzie by to rok bezwzgldnych czystek stalinowskich. Oto dw籀ch wielkich satrap籀w, ba wielkich, najwikszych w dziejach ludzkoci, jeli policzy ilo ofiar, wielkich si i bezwzgldnoci miao si niebawem wzi za by. Cho to ze okrelenie, nie oni si za by nie wzili. Oni popchnli miliony by si tukli i mordowali, co miao mie tak ogromny wpyw na losy narod籀w, losy Polak籀w i tej upiny w zasikanych pieluchach, co na wiat wychyna z ona matki...
Gdy wybucha „druga wiatowa” miaem niemal trzy latka. Przewity pamici odtwarzaj obraz gospodarstwa, kt籀re byo poo髒one przy prawym brzegu rzeki. Gospodarstwo to byo podstaw egzystencji wielopokoleniowej rodziny. Cho byem drugim dzieckiem, to jednak 籀smym czonkiem rodziny. Rodzina zamknita w twierdzy gospodarstwa, zapewne dugo jeszcze 髒ya by spokojnie rodzc i 髒egnajc pokolenia, kt籀re spoczyway w tej ziemi...Ale oto dw籀ch satrap籀w podzielio kraj, rodziny, gospodarstwa. Gdy pewnego dnia babka powracaa z kocioa w poowie kadki na rzece zatrzyma j krasnoarmiejec wystawiajc w kierunku niej sw籀j dugi karabin.- „Nie lzia. Kordon”- Nie pomogy 髒adne tumaczenia i proby. „Nie lzia’ i koniec. Dopiero proby ojca u naczelnika zastawy i jego osobista interwencja pozwoliy babce powr籀ci do domu. Od tego dnia czujne oczy i uszy krasnoarmiejc籀w nie pozwoliy na sowo lub gest w kierunku przechodzcych nieopodal rzeki kuzyn籀w czy znajomych. Te wydarzenia znam z opowiada rodzinnych, bowiem nie pamitam niczego z rozgrywajcych si wydarze. Cho przecie髒 powinienem sysze i postrzega wiele. Ale nie pamitam nawet wybuch籀w amunicji wojskowego transportu, kt籀ry zapali niemiecki samolot nim go przyczajona ochrona zestrzelia. Ta wojna przebiegaa poza m wiadomoci.
Wadza sowiecka nie tolerowaa gospodarstwa poo髒onego kilkanacie metr籀w od granicy. nakazano przesiedlenie si do odlege o 5 km wsi Parchacz. Przydzielono plac i kazano przebudowa gospodarstwo. Dziadek si obruszy. – Co, on mnie z mego gospodarstwa wygoni?! Niedoczekanie! To moje. Ja mam kontrakt!..- Wygoni , nie pytajc o kontrakt. Zona przygraniczna musi by bezludna i pusta. Uciekinierzy na wsch籀d, kt籀rzy pr籀bowali powr籀ci , byli wyapywani lub po prostu brani na cel przez pogranicznik籀w. Nikt nie m籀g przekroczy granicy.
Omioosobowa rodzina zamieszkaa w komornym w jednej izbie. Gdy zwlekano z rozbi籀rk gospodarstwa, wezwano ojca do posterunku NKWD. Oficer, „krasnopagonnik” mia kr籀tka rozmow- Czego nie rozbierasz gospodarstwa? Mylisz o Polsce? Widzisz swoje ucho? Tak i zobaczysz Polsk. A mo髒e chcesz odwiedzi biae nied驕wiedzie?- szybko zabrano si do przebudowy. Pod czujnym okiem krasnoarmiejc籀w rozebrano i przewieziono cae gospodarstwo. Byo to dla rodziny ci髒kie lato roku 1940. Prace w polu, przebudowa gospodarstwa, a do tego ci髒a mamy. W sierpniu urodzia si siostra. Jesieni rodzina zamieszkaa w swoim domu. C籀髒 , mo髒na bdzie 髒y. Oziminy posiano na wasnym polu, kt籀re pozostao po prawej stronie rzeki i na polu kuzyn籀w matki, kt籀rzy z kolei pozostali po lewej stronie. W trudnych czasach rzecz najwa髒niejsz jest to by by wasny kt i byo co je.
Znowu pami moja zachowaa strzpki obraz籀w budowy, zabawy resztkami materiau budowlanego i wielkiego rozgardiaszu. To wszystko. Nowa tama, czy te髒 nowe kadry tej tamy, to pacz, jazda na saniach pod dziadkowym ko髒uchem w trzaskajcy styczniowy mr籀z. Przymglony obraz tor籀w i wagon籀w kolejowych, du髒o krztajcych si ludzi i wntrze wagonu towarowego ze stojcym porodku piecykiem... Czujna wadza radziecka ju髒 po kilku miesicach od przebudowy, uznaa 髒e ten niebezpieczny polski element jakim bya rodzina ze mn wcznie i inne polskie rodziny, nie mo髒e 髒y tutaj. To zbyt niebezpieczne dla zwizku sowieckiego, ludu pracujcego miast i wsi i zdobyczy socjalizmu. Po dw籀ch tygodniach jazdy i postojach na stacjach kolejowych, w pierwszych dniach lutego 1941 roku pocig stan na stacji kolejowej Berezina , odeskoj obasti. Znowu sanie, niezastpiony dziadka ko髒uch , migajce kopyta koskie i dookolny biay step, to wszystko co zostao w kadrach pocztkowych filmu- 髒ycie moje. Trzydzieci kilometr籀w jazdy i cel. Wie Amara, torutiski rejon odeskoj obasti. Dom z niewypalonych cegie. Kuchnia z ogromnym piecem i du髒a izba mieszkalna. Opa z odyg kukurydzy i dookolny bezleny step. Liczebnie rodzina zostaa zachowana gdy髒 siostra babki, kt籀ra 髒ya w tej rodzinie pozostaa nie objta list deportowanych i tak mimo urodzenia si siostry byo nas troje, rodzice, dziadkowie i brat matki, a nasz wujek. Bdc w籀wczas niemal przedmiotem przerzucanym wraz z rodzin, nie odczuwaem tej gehenny tak jak doroli pracujcy i troszczcy si bardziej o los pokolenia ni髒 wasny. Ot niewiadomy przedmiot, kt籀ry mo髒e odczuwa g籀d i zimno, ale cierpienie psychiczne, czsto bardziej dotkliwe nie byo jeszcze moim udziaem. C籀髒 zapewne podobaa mi si ta jazda, swoisty kulig w wydaniu ojca narod籀w i wielkiego przyjaciela dzieci, skoro tak utkwi mi w pamici. Jako pyek, drobina, na obrze髒ach trby zawieruchy wojennej przypado mi pa tu wanie w besarabskich stepach. Jeden satrapa- wielki tego wiata- zabra std swoich Niemc籀w, drugi- r籀wnie wielki , a jeszcze wikszy satrapa, cisn tu nie swoich Polak籀w.
驍ycie w besarabskich stepach trwao. Niebawem znowu wojna, a raczej znowu nawr籀t tej samej zawieruchy. Widziaem kilka pojazd籀w pod髒ajcych z zachodu na wsch籀d poln stepow drog i ju髒 byem drobin zagraniczn we wadaniu innego satrapy. Cho prawd m籀wic panami zostali tu Rumuni odbierajc swoj Besarabi. Ci goni m髒czyzn do pracy. Teraz wysiek milion籀w ju髒 nie wspomaga dziea wielkiego Stalina, ale wielkiego Hitlera i jego satelit Antonesco. Nasza deportacja bya agodniejsza od wczeniejszych, gdy przyje髒d髒a „czornyj woron” i bez dobytku porywa na biae nied驕wiedzie. Cho nie w caoci nasz dobytek przyjecha z nami. Mia su髒y umacnianiu kolektywnej gospodarki. Nowy podmuch wojenny sprawi , 髒e dzieo kolektywizacji nie zostao zrealizowane. Teraz na wydzielonych polach sieje si kukurydz i jczmie. Pr籀by uprawy ziemniaka nie uday si wic zastpuje je mamayga. Konieczno szybko uczy. Z braku opau na przygotowanych klepiskach produkuje si z obornika „brykiety” do palenia w piecu. Smr籀d daje to znaczny, ale ciepo r籀wnie髒. Besarabski ciepy klimat i urodzajne czarnoziemy pozwalaj na upraw winogron i kawon籀w. Nie darmo Niemcy mieli tu swoje kolonie. Wprawdzie nasze mieszkanie byo marne, ale czworobok budynk籀w z obor, kurnikiem i budynkami krytymi dach籀wk, dobrze wiadcz o poprzednich gospodarzach. Ojciec i wujek pracuj sezonowo w gospodarstwach rolnych zarzdzanych przez wadze rumuskie. Zarobione ziarno pozwala na utrzymanie rodziny. Nasze mo髒liwoci korzystania z p籀l kurcz si gdy przybywaj stada owiec z Rumunii. Psy pilnuj stada, osy transportuj na grzbietach beczuki mleka do bazy, gdzie wyrabia si ser. Coraz dalej zapuszczam si z kolegami w step, a髒 nad wysch po wiosennych wodach bak- jak zaczlimy po modawsku nazywa rzeczk. Pogodne stepowe lata daway sposobno do zabawy i dalszych wypraw. A te pozwalay skrada si kukurydz do pilnowanych plantacji kawon籀w i winogron , by pod nieuwag str籀髒a uszczkn co dla siebie. Wojna gdzie tam toczya sw籀j walec mierci i zniszcze. Tu byo soce, stepowa swoboda i cisza. Rumuscy bacowie, czyli makani pali swe stada podchodzc pod same budynki. Niezadowoleni z ich obecnoci , wybiegalimy za budynki i krzyczelimy- „Modowan szaraban, woszki biosz i na kupku skadajosz”- Widocznie dobrze nas rozumieli bo klli i przeganiali nas zawzicie.

Kazimierz Tetera

[Nr 6/46] 驍ycie ty moje



Imi
E-mail
Temat
Tre嗆
Przepisz kod:

 

© 2003-2012 Nasze Po這niny - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne

Wykonanie i administracja strony: JWK WebStudio