Nasze POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne Artykuły Forum dyskusyjne Galerie Ogłoszenia 
Baza noclegowa   Baza gastronomiczna   Dyżury aptek   Rozkład jazdy autobusów   Plan miasta
Strona główna

Archiwum
Pisane w Bieszczadach
Szukaj w serwisie:
Redakcja

Kontakt

    Gazeta / moduły
    Serwis internetowy

    Baza noclegowa

Artykuy » ~ Archiwum » [Nr 5/81] Rowerem i na nartach przez życie - pasje Stanisława Nahajowskiego. Część I
Stanisław Nahajowski urodził się 3 stycznia 1940 roku w Stryju. Dzisiaj ten szczupły mężczyzna w siedemdziesiątej wiośnie życia posiada kondycję fizyczną, której mogą mu pozazdrościć nawet młodsi o pół wieku dyskotekowcy. Przejechać sto kilometrów rowerem, czy też przebiec trzydzieści kilometrów na nartach to dla pana Staszka przysłowiowa „bułka z masłem”.


Do sportu ciągnęło go zawsze i pewnie dlatego po maturze wybrał naukę w Studium Nauczycielskim Wychowania Fizycznego w Raciborzu. Pierwsze kilka lat życia spędził wraz z najbliższymi w rodzinnym Stryju. Wydarzenia lat czterdziestych ubiegłego wieku a przede wszystkim zagrożenie ze strony nacjonalistów ukraińskich spowodowały, że rodzina Nahajowskich musiała uciekać ze Stryja, przenosząc się do Wietrzna w pobliżu podkrośnieńskiej Bóbrki, rodzinnej miejscowości mamy pana Stanisława. Wtedy to właśnie w 1944 roku malutki Staś, choć tego nie pamięta, znalazł się zapewne po raz pierwszy w Ustrzykach Dolnych i Ustjanowej, jadąc pociągiem ze Stryja do Krosna. Lata młodzieńcze spędził we Krośnie, ucząc się w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym. To właśnie tutaj po raz pierwszy w jego pamięci zapisała się nazwa Ustrzyki Dolne. W roku 1958 będąc w klasie maturalnej intensywnie przygotowywał się planowanych w Ustrzykach mistrzostw województwa w biegach narciarskich. Niestety, silna grypa spowodowała, że na zawody nie pojechał. Zimą następnego roku podczas obozu treningowego w Komańczy, poznał młodego nauczyciela z Ustrzyk Dolnych Kazimierza Sojkę, który dużo i z wielką pasją opowiadał o swojej pracy w ustrzyckim liceum. Obaj panowie od pierwszego momentu przypadli sobie do gustu i zostali dobrymi kolegami, jak czas pokazał, na całe życie.








Pod koniec nauki w raciborskim Studium Nauczycielskim napisał kilka listów w poszukiwaniu pracy, w tym miedzy innymi do ustrzyckiego Inspektoratu Oświaty. Otrzymał propozycję pracy w szkole w Ropience. W lipcu 1961 roku po przejrzeniu mapy, zaopatrzony w rower typu damka wsiadł do pociągu i pojechał sprawdzić, gdzie to jest ta Ropienka. Ze stacji kolejowej w Olszanicy popedałował w kierunku Ropienki ale dotarł tylko do pobliskiego wiaduktu kolejowego, gdyż kiepska droga dojazdowa a w zasadzie jej brak zupełnie go przeraził. Zawrócił i pojechał w kierunku Ustrzyk docierając do Stefkowej. To tu po raz pierwszy zobaczył z oddali pasmo Żukowa i jak twierdzi „widok tej góry zrobił na mnie ogromne wrażenie i mam go w oczach do dzisiaj”. W lipcu 1961 roku przyjechał do Ustrzyk Dolnych w poszukiwaniu pracy. Wysiadł z pociągu wczesnym przedpołudniem i udał się na poszukiwanie miejscowego Inspektoratu Oświaty. Dochodząc ze stacji kolejowej do głównej ulicy miasta natknął się na grupę rowerzystów z plecami pędzących w kierunku Brzegów Dolnych. W ostatniej chwili dostrzegł, że na czele peletonu pedałuje jego kolega Kazik Sojka. Wołanie nic nie pomogło, szum rowerów zagłuszył wszystko. W chwilę później ujrzał spóźnionego rowerzystę goniącego grupę. Po latach okazało się, że była to wycieczka rowerowa do Przemyśla zorganizowana przez Kazimierza Sojkę a owym zamykającym grupę kolarzy, był zmarły niedawno Eugeniusz Pastuszka. Inspektorat Oświaty znajdował się na pierwszym piętrze starej części dzisiejszego budynku TPSA. W sekretariacie urzędowała pani Wiktoria Kaszubska, która po usłyszeniu celu wizyty skierowała młodego absolwenta SN do inspektora, którym był Leon Puszczałowski. Inspektor po dokładnym wypytaniu kandydata zaproponował mu pracę w szkole podstawowej w Ustjanowej. Szczególna nić sympatii nawiązała się miedzy obu panami po tym jak okazało się, że obaj pochodzą ze wschodu. W trakcie rozmowy do pokoju inspektora wszedł mężczyzna, którego Leon Puszczałowski przywitał słowami „dobrze Broniu że jesteś bo właśnie mam dla Ciebie nauczyciela”. Tym mężczyzną był Bronisław Herman kierownik szkoły w Ustjanowej. Ponieważ Stanisław Nahajowski przed podjęciem decyzji zażyczył sobie zobaczenia szkoły, obaj panowie udali się do Ustjanowej. Przez miasto przeszli pieszo ale ponieważ Bronisław Herman prowadził rower , pan Staszek zaproponował aby dalej pojechać rowerem. Wziąwszy przyszłego szefa „na rurkę” popedałował ku swojemu przeznaczeniu. Szkoła mieściła się w drewnianym budynku wybudowanym dla potrzeb radzieckiej straży granicznej. Dzisiaj jest to budynek mieszkalny pomiędzy stacją paliw „Orlen” a Szkołą Podstawową w Ustjanowej. Kierownik Herman serdecznie przyjął swojego przeszłego nauczyciela. Obaj panowie długo rozmawiali o planach na przyszłość a spotkanie zakończyło się posiłkiem w mieszkaniu kierownika, przygotowanym przez jego żonę. Decyzja została podjęta natychmiast i po powrocie do inspektoratu Stanisław Nahajowski podpisał umowę zgodnie z którą z dniem 15 lipca 1961 roku został nauczycielem szkoły podstawowej w Ustjanowej z pensją 1100 złotych miesięcznie. Czy przypuszczał wówczas, że w szkole tej spędzi kolejne trzydzieści lat życia i będzie ona jego jedynym miejscem pracy? Dzisiaj wspomina „ duży wpływ na moją decyzję miała osoba Leona Puszczałowskiego, który bardzo ujął mnie swoim sposobem bycia”. Wypada jeszcze wspomnieć o pewnym interesującym wakacyjnym spotkaniu z tego samego roku. Doszło do niego na stadionie sportowym w Krośnie gdzie odbywały się zawody w sześcioboju. Startujący w nich Stanisław zwrócił uwagę na niskiego, krępego mężczyznę bez trudu wygrywającego poszczególne konkurencje. Okazało się, że nazywa się Franek Nowak i jest z Ustrzyk Dolnych. Pan Staszek znał już to nazwisko z opowiadań kolegów z krośnieńskiego liceum ,którzy po Mistrzostwach województwa w podnoszeniu ciężarów wspominali jakiegoś małego Nowaka z Ustrzyk Dolnych, który bez trudu podnosił sto kilogramów. „Pogadałem z nim”- wspomina pan Stanisław – „ucieszył się, że mam zamiar podjąć pracę w Ustjanowej i gorąco namawiał do przyjazdu” . W ostatnich dniach sierpnia 1961 roku Staszek Nahajowski wraz z tobołami znalazł się w Ustrzykach Dolnych. Zamieszkał w pokoiku na terenie szkoły w Ustjanowej i rozpoczął swoją bieszczadzka przygodę. Narty biegowe, które po raz pierwszy założył w krośnieńskim liceum, stawały się powoli jego pasją, ale rower służył mu na razie tylko jako środek lokomocji.

Marek Prorok

[Nr 5/81] Rowerem i na nartach przez życie - pasje Stanisława Nahajowskiego. Część I

» [Nr 5/81] Rowerem i na nartach przez życie - pasje Stanisł
Z ogromną przyjemnością przeczytałam artykuł o Panu Stanisławie Nahajowskim,nauczycielu wspominanym przeze mnie bardzo ciepło.Mam zaszczyt być jedna z Jego uczennic,do dziś pamiętam lekcje w klasach łączonych(dziś z perspektywy własnych doświadczeń pedagogicznych zdaję sobie sprawę jak trudne to było zadanie) i nie były to tylko lekcje wychowania fizycznego.Praca w takiej małej szkole w tym czasie wymagała od nauczycieli wszechstronności.Pan Stanisław uczył mnie także w języka polskiego(dzięki Niemu nigdy nie miałam problemów z deklinacją).Przez krótki czas nauczał nas nawet muzyki.Zawsze miał świetne podejście do uczniów i kochaliśmy Go bardzo.Miło mi więc,że nie odszedł w niepamięć jak większość emerytowanych nauczycieli.
Dodano 23 Czerwca 2009 przez ~Maria



Imi
E-mail
Temat
Tre
Przepisz kod:

 

© 2003-2012 Nasze Pooniny - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne

Wykonanie i administracja strony: JWK WebStudio