:: [Nr 7/83] Kominiarz
Artyku³ dodany przez: Redakcja (2009-06-04 10:59:47)

Odnośnie kominiarza są dwie wiadomości. Dobra i zła. Dobra: jest z nim sto pociech. Zła: kłopotów jest dwieście.
Współcześnie kominiarz wzywany jest na telefon. Ktoś w firmie odbiera, przyjmuje zgłoszenie, zapotrzebowanie na usługę i w uzgodnionym czasie pod dom zajeżdża samochód a potem kominiarz robi swoje; od góry lub od dołu dłubie w przewodach kominowych albo wentylacyjnych. Wypisuje rachunek, zostawia kwit, inkasuje pieniądze, wydaje resztę. I koniec, tyle zostało z magii zawodu.
Pan Ryszard również funkcjonuje na telefon, z tym jednak zastrzeżeniem, że dopiero od czasu, gdy przestaÅ‚ czynnie zajmować siÄ™ kominiarskim fachem. I również, jak wzorowo prowadzona firma, robi wszystko, na co opiewa zawarta z nim ustna umowa. Nie ma wygórowanych oczekiwaÅ„ finansowych. Konkretyzować ich nie sposób, bo owiane jest to – jak we współczesnym Å›wiecie bywa - tajemnicÄ… handlowÄ…, dość jednak powiedzieć, że jest taÅ„szy od hurtowego wystÄ™pu zespoÅ‚u „Mazowsze”, taÅ„szy od wokalnej ekipy KoÅ‚a GospodyÅ„ Wiejskich, taÅ„szy od indywidualnych popisów Dody, Marcina DaÅ„ca czy Majki Jeżowskiej. I – co istotne – zbÄ™dne sÄ… koszty nagÅ‚oÅ›nienia. Dla kontrahentów jego usÅ‚ug, zwÅ‚aszcza tych z mniej zasobnym portfelem, ważne jest i to, że przy chrypce obniża stawkÄ™.
Zawód wyuczony ma jeden, talenty ma wrodzone i mnogie. Talent Å‚atwoÅ›ci nawiÄ…zania kontaktu, talent humoru, talent muzyki i talent Å›piewu. I pewnie jeszcze jakieÅ› inne, ukryte. – Matka stale mi powiadaÅ‚a: z muzyki nie wyżyjesz, musisz znaleźć sobie jakÄ…Å› uczciwÄ… robotÄ™. Innej, jak czarna, nie znalazÅ‚em – mówi dziÅ› exkominiarz. Ze starego fachu pozostaÅ‚ mundur, pas, cylinder. Z jeszcze starszych zamiÅ‚owaÅ„ pozostaÅ‚a harmonia. W Bieszczadach przez lata caÅ‚e od strony harmonii maÅ‚o kto go znaÅ‚. Za to on znaÅ‚ wszystkie w okolicy kominy.
Na pukanie wystarczyło odpowiedzieć proszę, bo drzwi w bieszczadzkich wsiach za dnia nikt na klucz nie zamykał, by usłyszeć: - Dzień dobry, to ja. Szefuńciu, widzisz, jest taka sprawa, że trzeba by coś z tym kominem zrobić, bo wiesz szefuńciu, ja tam nachalny nie jestem, ale są przepisy i sam wiesz szefuńciu, jak to jest. I tak od domu do domu, od drzwi do drzwi, od komina do komina A potem stał na którymś z przystanków PKS i cierpliwie czekał na autobus. Skromnie stawał na stopniach, szczotkę i skórzaną torbę pedantycznie mościł na zabłoconej podłodze i milczał, póki nie usłyszał słów zza kierownicy: - Weź se siądź. Ta fraza działała jak hasło: - Ja wiem panie kierowco, że z pana jest bardzo uprzejmy człowiek, ale wracam z brudnej roboty i nie chciałbym nikomu uchybić, ani temu panu, który tam siedzi i którego bardzo szanuję, ani tej pani, którą też szanuję, więc niech się pan, szefuńciu, nie obrazi, że sobie tu postoję. Ale ponieważ pan mnie tak grzecznie traktuje, to panu opowiem, bo nie wiem, czy pan słyszał, a ja z kolei sporo po świecie chodzę, z ludźmi rozmawiam, bo ich szanuję, wielu sprawom się przypatruję i choć dużo widzę, to nie wszystko do końca rozumiem, bo weź pan, szefuńciu, na przykład taki przypadek, że... I snuł kominiarz opowieść. Raz była to humoreska, raz dramat mrożący krew w żyłach, raz pachniało ciepłą wiejsko-swojską liryką. Najprościej rzec można, że jego narracja była niepowtarzalną, ale za to najczystszej próby balladą.
MówiÅ‚ i mówiÅ‚, a jego gÅ‚os wspaniale współbrzmiaÅ‚ z wibracjÄ… blachy rozklekotanych, standardowo niebieskich autobusów, nie tworzyÅ‚ kakofonii z kwikiem uwiÄ™zionego w worku prosiaka, z jazgotem gÄ™si jadÄ…cych w koszach na targ, z pianiem kogutów wiezionych z miasta w gÅ‚Ä…b gór. DziÅ› Å›piew i dźwiÄ™k harmonii wtapia siÄ™ w miÄ™kkÄ… tapicerkÄ™ wielkich wypieszczonych turystycznych autokarów z klimatyzacjÄ… podstÄ™pnie zżerajÄ…cÄ… delikatne gardÅ‚o wokalisty. Od zawsze te same melodie, te same piosenki, te same anegdoty i dowcipy. PozostaÅ‚o też hasÅ‚o wywoÅ‚awcze – „kominiarz”, albo precyzyjniejsze – „kominiarz z Baligrodu” i nikt – prócz turystów i wczasowiczów - o nim inaczej nie powie, bowiem przez caÅ‚e lata bieszczadzkich roboczych wÄ™drówek, gdy przez to samo ramiÄ™, z którego dziÅ› zwisa harmonia, przewieszony byÅ‚ zwój drutu zakoÅ„czony ostrÄ…, na ksztaÅ‚t jeża uformowanÄ… szczotkÄ…, wystÄ™powaÅ‚ pod oczywistym, identyfikujÄ…cym go szyldem. DziÅ› jego publika, ta z najdalszych kraÅ„ców Polski, wyraża siÄ™ opisowo: „kominiarz z harmoniÄ…”. I takim pozostaje w ich pamiÄ™ci. Spotkania z nim domagajÄ… siÄ™ za każdym kolejnym w Bieszczadach pobytem. I wtedy u kominiarza dzwoni telefon, dzwoni któraÅ› z bieszczadzkich firm turystycznych, we współczesnym jÄ™zyku zwana touroperatorem i grzecznie prosi: - Panie Rysiu, proszÄ™ sprawdzić w swoim kalendarzu, czy miaÅ‚by pan czas w czwartek o 18.00. Tak siÄ™ dziÅ› rozmawia z „kominiarzem z harmoniÄ…” bÄ™dÄ…cym instytucjÄ… o popularnoÅ›ci równej zbiorowemu image bieszczadzkich Zakapiorów. A wówczas pan Ryszard odpowiada jak przystaÅ‚o postaci wystÄ™pujÄ…cej na prawach lokalnego produktu turystycznego: tak albo nie. W owym „nie”, bo termin ma zajÄ™ty, mieÅ›ci siÄ™ wspomniane kÅ‚opotów dwieÅ›cie.

Jakub Demel


adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=631