:: [Nr 5/81] Jak zostać bieszczadnikiem
Artyku³ dodany przez: Redakcja (2009-04-25 16:59:42)

- Mam ranczo, mam siedlisko, mam daczÄ™, mam chyżę, mam rezydencjÄ™ w Bieszczadach – mawiajÄ… majÄ™tne mieszczuchy fundujÄ…ce sobie dziaÅ‚kÄ™ ze stojÄ…cym już domem albo i bez. Bezpieczniej jest bez. Apetytu na naprawdÄ™ stare chaÅ‚upy w Bieszczadach nie sposób zaspokoić, to co tu stare siÄ™ga praktycznie w przeszÅ‚ość nie gÅ‚Ä™biej niż w lata sześćdziesiÄ…te ubiegÅ‚ego stulecia. Relikty architektury osadniczej, pierwsze domy powojennych osadników, swÄ… niewyszukanÄ… prostotÄ… kuszÄ… współczesnych aspirantów na bieszczadników. KuszÄ…, ale puÅ‚apki czyhajÄ….
Kupić, nie kupić? Duży dom w Å›rodku wsi, architektura znoÅ›na, coÅ› na ksztaÅ‚t kopii pensjonatów z poÅ‚owy drogi miÄ™dzy Krakowem a Zakopanem, czerwona cegÅ‚a, wiÄ™c niby zdrowo i ekologicznie. I nawet niedrogo. Raz-dwa jakiÅ› remont, choćby pobieżny i nic, tylko noclegami kasÄ™ z wczasowiczów wyciskać. Można. Ale wprzód lepiej pana Zdzisia, co po sÄ…siedzku mieszka, zapytać. Pan Zdzisio jest lokalnym weteranem, emerytowanym drwalem, przed laty drogÄ… amatorskiej praktyki przysposobiÅ‚ siÄ™ do murarki i po godzinach pracy pilarza Å‚apaÅ‚ fuchy u osadników, którzy akurat zaczÄ™li zjeżdżać w Bieszczady. Murarka to maÅ‚o; zapotrzebowanie na fachowców rosÅ‚o, wiÄ™c pan Zdzisio staÅ‚ siÄ™ po trosze tynkarzem, cieÅ›lÄ…, dekarzem, hydraulikiem, zdunem. „ZÅ‚otych rÄ…czek” tu trzeba byÅ‚o. I dziÅ›, leÅ›ny emeryt, pan Zdzisio, chÄ™tnie – a najchÄ™tniej przy flaszce – o dawnych czasach opowie. W tym również o czasach swej budowlanej chwaÅ‚y. – RobiÅ‚em jak kazali. Czasy byÅ‚y ciężkie. Każdy z osadników chciaÅ‚ z wziÄ™tego kredytu jak najwiÄ™cej wycisnąć. – A ten duży dom, panie Zdzisiu? - Też stawiaÅ‚em. CegÅ‚y kÅ‚adzione na sztorc i pustaki ciÄ™te na połówkÄ™, bo taniej. – A jakby tak te korytarze z klitkami po bokach i jednÄ… na kondygnacji Å‚azienkÄ… rozwalić, przebudować i goÅ›ci w luksusowych apartamentach tam trzymać? – A jak, skoro to wszystko na plÄ…taninie Å›cianek dziaÅ‚owych siÄ™ trzyma i pionie kanalizacyjnym, co sztywność caÅ‚ej budowli zapewnia. ZresztÄ… stropy wiÄ™kszych rozpiÄ™toÅ›ci nie wytrzymajÄ…. Tu wszÄ™dzie żwir do betonu z rzeki siÄ™ braÅ‚o, sam Å‚upek, a to siÄ™ z czasem lasuje. Pan Zdzisio nie odradza, ale mówi jak jest, w koÅ„cu sam to budowaÅ‚. – WiÄ™c dlatego tak tanio? – Dlatego.
Cena może, ale wcale nie musi być wyznacznikiem jakoÅ›ci. W sÄ…siedniej wsi pan Bronek, z podobnym jak pan Zdzisio życiorysem i analogicznymi umiejÄ™tnoÅ›ciami, sam wreszcie po latach musi zapewnić sobie dach nad gÅ‚owÄ…, perypetie rodzinne go do tego zmuszajÄ…. – TrochÄ™ forsy mam odÅ‚ożone, nie za dużo, nie za maÅ‚o, coÅ› maÅ‚ego kupiÄ™, bo na stare lata już sam niczego nie wybudujÄ™, choć przecież zajmowaÅ‚em siÄ™ tym caÅ‚e życie. – Podobno Franek swój dom sprzedaje, niewielki, zgrabny, zadbany. - A ile on chce? – Mniej wiÄ™cej ... – Drogo. – To jest drogo? – W ogóle to niedrogo, ale jak na dom bez fundamentów to wyraźnie za drogo. – No to Franek rzeczywiÅ›cie przesadza, tego bym siÄ™ po nim nie spodziewaÅ‚, zÅ‚odziejska cena za taki dom. – To nie jest do koÅ„ca tak, z tym zÅ‚odziejstwem jest za mocno powiedziane. – Jak to za mocno? – Bo on nie wie, że dom nie ma fundamentu. – On nie wie, a pan wie? – Wiem, bo budowaÅ‚em. Franek wziÄ…Å‚ ziemiÄ™, kredyt na budowÄ™, mnie dawaÅ‚ forsÄ™ i kazaÅ‚ dom stawiać, a sam siedziaÅ‚ u rodziny na drugim koÅ„cu Polski. MÅ‚ody byÅ‚em, wódkÄ™ lubiÅ‚em, pieniÄ™dzy potrzebowaÅ‚em. Tak sobie teraz myÅ›lÄ™, że nawet bym kupiÅ‚, ten dom jeszcze mnie przetrzyma. MogÄ™ dać poÅ‚owÄ™ ceny, ale jak mu tu dziÅ› powiedzieć dlaczego?
Działka w środku bieszczadzkiej wsi, działka na skraju wsi, oddalona działka pod lasem. Trzeba budować od zera. Ponoć i szybciej, i taniej nawet niż w nieskończoność grzebać się w adaptacjach, przeróbkach lub rekonstrukcjach efektów budowlanych fantazji poprzednich właścicieli? Gotowych projektów mnóstwo, od mikroskopijnych domków, niczym chatka dróżnika przy kolejowym przejeździe, aż po imponujące wille godne stylistyki Lazurowego Wybrzeża. Firm budowlanych w okolicy mnóstwo, przyjedzie gruszka, wpompuje w ziemię pierwszy beton, a dalej samo już pójdzie i pozostanie tylko dobrać gustowny breloczek do klucza. Albo pan Zdzisio z panem Bronkiem swoje usługi sami zaproponują, choć okraszą je wstępnym grymaszeniem, że już zdrowie nie to, że już nie te siły, ale w końcu tak naprawdę to fachowe doświadczenie się liczy i jakby dniówka była odpowiednia, to i owszem. Pomarudzą o wyższości dołowanego wapna nad modą na chemię budowlaną, o trwałości eternitu w zestawieniu z blachodachówką, o tym, że młodzi w Irlandii może potrafią budować, ale w kraju kiepsko im idzie, bo pewnie złotówka im śmierdzi. Do jednego weteranów budowlanej dłubaniny namówić się nie da. Do przenosin starych wiejskich drewnianych domów. Pod połoniny wędrują rozmienione na belki chałupy spod Brzozowa, spod Rzeszowa, skądkolwiek w końcu. W swej docelowej postaci są krzyżówką skansenowskiego pietyzmu i nowoczesnych budowlanych technologii.
Sunie turystyczny autokar, przylepione do szyb twarze. – Może by domek kupić, a może wybudować, o jaka Å‚adna Å‚Ä…czka.

Jakub Demel


adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=594