:: [Nr 4/80] Powiem prawdÄ™, ja też w Afryce byÅ‚em…
Artyku³ dodany przez: Redakcja (2009-04-03 13:45:26)

Drukujemy w tym numerze Połonin drugi i zarazem ostatni materiał z podróży do Afryki mieszkańca Ustrzyk Dolnych. Nie jest to pierwsza wyprawa mieszkańców tego grodu w to miejsce i zapewne nie ostatnia.


Nie pisałbym o tym w felietonie, bo i po co, gdyby nie list jaki dostaliśmy od naszych stałych czytelników. List zarzuca nam jako gazecie odejście od pryncypiów- czyli totalnej walki z lokalną władzą. Według autorów listu walka prowadzona być powinna na śmierć i życie i na krok nie powinniśmy od niej odstępować. Rodzi się pytanie, czy autorzy listu pojmują w jakich czasach żyjemy. W. Churchill powiedział kiedyś, że demokracja to nie najlepszy wynalazek, ale jak na razie nikt nie wymyślił nic lepszego. I tego będziemy się trzymać. Mamy za sobą okres walki, procesy. Pamiętamy obietnice ustrzyckich etatowych buntowników o poparciu naszych działań. Pamiętamy też o tym- wszak mieliśmy swoich przedstawicieli w komisjach wyborczych-że ci najgłośniej nas popierający wcale do wyborów nie poszli. Wychodzimy z założenia, że zgoda buduje, choć jednocześnie patrzymy na ręce władz. Śmieszą nas też ciągłe określenia ludzi władzy, przedsiębiorców mianem komuchów. Śmieszą szczególnie w ustach ludzi, którzy w czasie ustrojowej transformacji albo się dopiero rodzili, albo mieli po kilka lat. Dla ludzi rozgoryczonych to nie linia polityczna określa orientacje polityczną, określa ją posiadanie stanowiska pracy, pieniędzy, kto to ma to komuch. Tymczasem można inaczej. Można wstąpić lokalnych oddziałów partii, stowarzyszeń i w legalny sposób zdobyć władzę. Wszak komuchami są jedynie ci z SLD jak choćby ja. Choć prawdę mówiąc szefowie SLD to ludzie co w okresie transformacji mieli zaledwie po kilka lat. Na dodatek- o ironio losu- jedynie ta formacja polityczna broni w wyraźny sposób tych pokrzywdzonych. Są jednak w mieście inne partie i organizacje, PiS, PSL, PO, Samoobrona, LPR, stowarzyszenia. Można też założyć swój komitet wyborczy jak robi to wielu radnych Rady Miasta.
Najważniejsze trzeba przestać obrażać się na świat. Zwalać wszystko na komuchów i im podobnych i nic nie robić tylko toczyć żółć.
A teraz o Afryce. Udało mi się tam wybrać na kilka dni w połowie lutego. Powie ktoś, że jestem krezusem finansowym to walnie kulą w płot. Jestem człowiekiem, który stara się sobie jakoś radzić czepiając się różnych zajęć. Etatu w Ustrzykach nie dostanę, właśnie za wcześniejszą partyzantkę. Jak widać to ja mogę mieć najwięcej żalu do władz Ustrzyk. A nie mam. Bo próbuję z nią współpracować i co ważne wiele rzeczy ważnych dla regionu w ten sposób udaje się pozytywnie załatwić. Może przyjdzie taki czas, że będę miał na to większy wpływ, wszak za rok wybory, ale na razie jest jak jest. Wracając do Afryki, to myli się ten kto wyjazd tam uważa za finansową fanaberię. Nad Polskim morzem byłem ostatni raz jako uczeń szkoły podstawowej, na koloni. Od tej pory tam nie zaglądałem bo to czasu nie było, a głównie kasy. Tygodniowy pobyt w lecie nad Bałtykiem to wydatek 2 tys. zł od osoby. Na dodatek niewiele atrakcji i egzotyki. Ośmiodniowy pobyt w Tunezji to połowa tej kwoty łącznie z przelotem samolotem, wyżerką jakiej nie spotkałem w żadnym miejscu w Polsce , czy Europie. Nie dziw więc, że wypoczywają tam głównie emeryci i renciści, głównie z Polski, Niemiec, Włoch, Rosji. Niemieckie domy starców i opieki społecznej pakują swoich pensjonariuszy w samoloty i na cały zimowy sezon- od listopada do marca- wiozą do Tunezji.
Poznałem tam sympatycznego emerytowanego nauczyciela z Otwocka. Siedział w Tunezji od początku grudnia do końca lutego. Jak twierdził opłacało mu się to bo za elegancki jednoosobowy pokój, znakomite jedzenie, spacery brzegiem szmaragdowego morza, egzotykę, możliwość tanich zakupów płacił około 1300 zł miesięcznie. Dostaję 1600 zł renty, za czynsz w Polsce płacę 150, to jeszcze mi się trochę na koncie odkłada- mówił. Najdroższy jest pierwszy tydzień , bo powiększa go koszt przelotu, a później na miejscu można już sobie przedłużać czas do końca sezonu zimowego. Oczywiście latem, ci którzy uwielbiają urlop w stylu jajka sadzonego na patelni, czyli leżenie na plaży w temperaturze 50 stopni płacą trzykrotnie więcej.
I to kolejna nauka jaką wynoszę z tej podróży. Arabowie z Tunezji umieją liczyć. Wychodzą z założenia, że jeśli coś stoi puste to i tak pewne koszty ponieść trzeba, na dodatek to co nieużywane szybciej niszczeje. Tną więc koszty ile się da, czyli organizują pobyty zimowe praktycznie bez marży. Hotele nie stoją puste, ludzie maja pracę, a w sezonie letnim zarabiają na tych, których na to stać. Proszę mi pokazać w naszym regionie hotel, pensjonat, kwaterę agroturystyczną, tańszą po sezonie trzykrotnie. Nie ma takiej. Lepiej jest jęczeć na wysokie koszty, podatki, próbować działań mających na celu ujednolicenie terminów ferii, niż po prostu obniżyć ceny.
A ceny zimowych pobytów w Bieszczadach kształtowały się w granicach od 1500 do 3000 złotych za pobyt. Drogo, zimno i ze śniegiem różnie. W Austrii tygodniowy pobyt, z gwarantowanym śniegiem i znakomicie przygotowanymi trasami kosztował już od 1200 zł. Austria to nie Afryka dzika i z niej przykład można brać. A ja , no cóż kiedy nie będzie mnie stać na wystawne święta Bożego Narodzenia, kosztowny Sylwester na , którym nie byłem już od lat, spakuję rodzinę i na trzy tygodnie wyskoczę do Tunezji, by w ten sposób jak mój znajomy Pan Grzegorz z Otwocka zaoszczędzić kilka zł.

Wiesław Stebnicki


adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=572