:: [Nr 1/77] Chcesz być znany, płać kochany
Artyku³ dodany przez: Redakcja (2009-01-26 11:45:28)



Ostatnio słyszę ze wszystkich stron, że nareszcie mamy w Bieszczadach prawdziwą zimę. Śniegu przybywa i mrozi niemiłosiernie. Nocami armatki śnieżne pracują intensywnie by nie zabrakło go na stokach. Pełna idylla. Nic tylko narty na ramię i jazda na stoki. A tych przybywa. Praktycznie każda ośla łączka zaczyna robić już za stok narciarski. I dobrze, niech się ludziska wyszumią. W tej beczce miodu jest jednak przysłowiowa łyżka dziegciu. W Bieszczadach od przynajmniej dwóch sezonów ubywa chętnych z korzystania z tych wyciągów. Powodów jest kilka. Ukraińcy, którzy jeszcze trzy lata temu byli dominującą grupą spragnionych zimowych szaleństw, z powodu kłopotów z wizami nie przyjeżdżają już tak licznie. Ustrzyki, które tak chętnie reklamują się jako zimowa stolica Bieszczadów po całodniowych szaleństwach na stoku tak naprawdę wieczorem nie są w stanie niczego zaproponować. Bary i restauracje czynne są przeważnie do 22,00. O dancingach i dyskotekach trwających do późnych godzin nocnych można sobie tylko poważyć. To z czego inne górskie miejscowości zrobiły główny atut turystyczny w Ustrzykach, ale też i w Lesku nie istnieje. Te miasteczka po 22 śpią snem sprawiedliwego. Jest jeszcze jedna rzecz, która powinna budzić zaniepokojenie właścicieli stacji narciarskich i wyciągów w Bieszczadach. Praktycznie w żadnej liczącej się stacji telewizyjnej w programach mówiących o warunkach pogodowych, temperaturze, pokrywie śniegu, nie ma mowy o Bieszczadach. W najbardziej liczącej się TVN Meteo zima zaczyna się od Jakuszyc w Sudetach, a kończy na Krynicy Górskiej w Beskidzie Niskim. Bieszczady na tej mapie nie istnieją. Kiedy zadzwoniłem do tej stacji z pytaniem, dlaczego się tak dzieje usłyszałem rozbrajająco prostą odpowiedź. Nikt w Bieszczadach nie dba o to by nas o warunkach narciarskich informować. W innych górskich regionach robią to właściciele stacji narciarskich i samorządy. Nic dodać, nic ująć. Ciągły płacz właścicieli wyciągów i samorządowców, że znowu trzeba było do interesu dopłacić w kontekście tego co powyżej wydaje się być śmieszne. Szukanie winy tam gdzie jej nie ma wydaje się być również niepoważne. Stara zasada mówi, że najpierw trzeba coś włożyć, żeby później można było coś wyjąć. Potrzebne jest też inne spojrzenie na turystykę. Nie wystarczą już nad wyraz wyeksploatowane miejscowe zespoły ludowe i swojskie jadło. To można spotkać w całym kraju i przestało być już jakąkolwiek atrakcją turystyczną. Rozbudowana do niebotycznych rozmiarów baza gospodarstw agroturystycznych spowodowała, że spowszechniały i zatraciły wszystkie te walory które kiedyś posiadały. Masowość popsuła jakość i za to też trzeba płacić. Jeszcze nie tak dawno, bo w 2006 roku nieżyjąca Bogusława Kranz, sołtyska z Wołosatego apelowała do mediów by w okresie zimowym nie przedstawiały Bieszczadów jako dziczy w najgorszym tego słowa znaczeniu. Widać apel nie przyniósł wielkich efektów. Bieszczady dalej postrzegane są za tereny, gdzie nie ma dróg a jeżeli już są to nieprzejezdne i zasypane śniegiem. Jeżeli nie zmieni się tego wizerunku, dalej stoki narciarskie będą świeciły pustkami, a właściciele wyciągów i stacji narciarskich będą narzekać.

Andrzej Kotowicz


adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=519