:: [Nr 2/42] Moje miasto
Artyku³ dodany przez: Redakcja (2006-03-27 17:17:07)

Jak wyglądają Ustrzyki Dolne każdy widzi. Jedni są w nich rozkochani, inni nienawidzą ich do bólu i jakby mieli jakąkolwiek możliwość to by stąd pewnie wyjechali. Są i tacy, którzy na nic nie zwracają uwagi i jest im z tym dobrze. Jednak miastu, które uzurpuje sobie miano stolicy Bieszczadów obojętne to być nie powinno.

Niestety im częściej i dłużej chodzę po jego ulicach, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że miejscowe władze nie mają żadnej wizji jak miasto to powinno wyglądać. Wszystko robi się tu chaotycznie, bez dalekosiężnych planów i całościowej wizji architektonicznej. Choćby głośna już, pokazana i opisana w regionalnych mediach przebudowa rynku, też nie jest tak do końca , jak się to stara nam wmówić przez wszystkich zrozumiała i akceptowana. Jak twierdzą architekci i to nie miejscowi- żeby była jasność- południowa nowa pierzeja rynku ma się tak do pozostałej starej zabudowy jak pięść do nosa. Powiedziano mi wprost. Albo projekt robił mało doświadczony architekt i zadanie przekroczyło jego percepcyjne możliwości. Albo robiono to pod kątem zamówienia minimalizując przy tym koszty do maksimum. Bez względu na to czy miejsce miało jedno, czy też drugie, centrum miasta staje się coraz bardziej nijakie. A przecież wydawać by się mogło, że chodziło o coś wręcz odwrotnego.
Północna część rynku to w tej chwili w większości własność prywatna. Ona w założeniach miała wyglądać inaczej. Planowano podwyższenie przynajmniej o jedno piętro istniejących budynków i ujednolicenie konstrukcji dachów. Niestety jak to już w Ustrzykach bywa nic z tego nie wyszło. Nie wiem czy nie warto by zajrzeć do umów sprzedaży tych obiektów. Być może z nich coś wynika i kryje się tam sedno całej sprawy.
Jest jednak budynek, który szczególnie mnie zainteresował. Górujący nad wszystkimi. Własność miasta. I tak jak prywatnym właścicielom nie można nic zarzucić , bo w miarę dbają o swoje obiekty tak wewnątrz jak i na zewnątrz. To w wypadku tego komunalnego można bez przesady powiedzieć, że właściciel położył na tym obiekcie przysłowiową lagę. Budynek nie wygląda najlepiej na zewnątrz, ale to nic w porównaniu z tym co można zastać tam w środku. Od szczurów biegających po całym budynku, po grzyb na ścianach i sufitach, powypaczane drzwi i okna, brak ogrzewania, brak toalet i sypiące się tynki. Krótko mówiąc bród, smród i ubóstwo. I pewnie nikogo by to nie obchodziło, gdyby nie to, że w budynku tym usadowiono trzy ważne społecznie organizacje. Polski Czerwony Krzyż, Związek Inwalidów Wojennych oraz Związek Kombatantów. Mówiąc krótko, przychodzą tam ludzie potrzebujący przede wszystkim pomocy, starzy, schorowani, którzy w swoim życiu przeszli niejednokrotnie tyle, że nam pokoleniu już powojennemu nie mieści się to w głowie. W takich to warunkach załatwiane są życiowe i bytowe sprawy tych ludzi.
Kiedy byłem w pomieszczeniu Związku Inwalidów Wojennych, na drugi dzień rano po mroźnej nocy, gdzie słupek rtęci spadł prawie do minus trzydziestu stopni to w pomieszczeniu panowała temperatura prawie minus ośmiu stopni. Zamarzła woda w czajniku, odpływie umywalki, pisuarze. Dwóch pracujących tam- dodajmy społecznie- ludzi, obsługiwało zmarzniętych petentów w kurtkach, czapkach i rękawiczkach. Samo pomieszczenie- bo nie można tego nazwać biurem- urąga wszelkim dopuszczalnym normom. Wiszące płaty farby na suficie, odrapane ściany. Trzy zdezelowane, stare biurka pamiętające chyba jeszcze staruszkę Austrie. Kilka starych krzeseł i szaf. Przygnębiający widok, po prostu nora. Jak mi powiedzieli pracujący tam Józef Zaborniak i Zbigniew Piotrowicz jest szansa, że na wiosnę pomieszczenie zostanie odnowione. Czyli, jak można się domyślić, odmalowane. W dalszym ciągu nie będzie ogrzewania. Tak więc w kacie będzie dalej stał odgrodzony przepierzeniem pisuar, w drugim gazowy piec, a starzy ludzie będą się wspinać do góry po stromych drewnianych schodach.
Zastanawiające jest to, dlaczego właściciel nie chce zainwestować w ten obiekt, stojący przecież w samym centrum miasta. Na dodatek wewnątrz jest cała masa dużych pomieszczeń biurowych, które można by wydzierżawić i nieźle na tym zarobić.
I jeszcze jeden aspekt tej sprawy. jak siÄ™gam pamiÄ™ciom, ustrzyccy dziaÅ‚acze SolidarnoÅ›ci zawsze potrafili piÄ™knie mówić o etosie tego zwiÄ…zku. W poprzedniej kadencji samorzÄ…dowej opcja ta praktycznie rzÄ…dziÅ‚a miastem. Dziwi mnie to, że do tej pory nie pomyÅ›leli by w jakiÅ› sposób zwrócić uwagÄ™ na ten budynek. To przecież z jego balkonu Lech WaÅ‚Ä™sa przemawiaÅ‚ do zebranych tu rolników i mieszkaÅ„ców miasta. Tu mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ siedziba MKZ Solidarność. Tu strajkowali rolnicy i wymusili na ówczesnym rzÄ…dzie podpisanie porozumieÅ„ zwanych po dziÅ› dzieÅ„ „Ustrzycko- Rzeszowskimi”, dziÄ™ki czemu caÅ‚a Polska dowiedziaÅ‚a siÄ™ gdzie leżą Ustrzyki. Inne miasta w Polsce tego typu wydarzenia z najnowszej historii Polski wykorzystujÄ… do maksimum. Nie wiem , czy nie warto by siÄ™ pokusić o ufundowanie i wmurowanie na tym budynku tablicy informacyjnej przypominajÄ…cej wydarzenia tamtego okresu. Być może uwidocznienie tego faktu w informatorach mówiÄ…cych o mieÅ›cie i gminie bÄ™dzie jakimÅ› tam przyczynkiem do tego , że turysta jadÄ…cy w Bieszczady tutaj siÄ™ na chwile zatrzyma. W przeciwnym razie jedynÄ… miejska atrakcjÄ… pozostanie przygraniczny handel alkoholem i papierosami i pies z kulawÄ… nogÄ… nawet tutaj nie zajrzy.

Andrzej Kotowicz


adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=37